Eden Lyrics
- Genre:Hip Hop & Rap
- Year of Release:2023
Lyrics
Zielone Renault Clio 2007 rok
Mocą stu koni mechanicznych opuszczam miejski tłok
Helowo-wodorowy skurwiel napierdala srodze w maju
W klimie brak czynnika, a ja zmierzam do raju
Tylko ja, moja kobieta, i trzy litry Jacka
Marzę o jednym i drugim, już nie mogę się doczekać
Przez las gruntową drogą, powoli na jedyneczce
Pięć litrów piwa obija się z tyłu w beczce
Przekraczam bramy edenu, tylko czterystu mieszkańców
Pijaków, pisowców, złodziei i pojebańców
Dzisiaj mi to nie przeszkadza na moich dwudziestu arach
Mijam meneli pod sklepem i marzę o browarach
Dojeżdżamy do bramy i otwieram rezydencje
Napalone wiejskie siksy błagają mnie o audiencje
Każę im wypierdalać i zaczynam libacje
Po zmroku w trawie najebany, podziwiam konstelacje
I jebać wasze kluby, bary, kontuary
Ja w pełnym słońcu w polu wale craftowe browary
W wszechobecnym smrodzie gnoju, tam gdzie niedomyte szpary
Płoną konary w obłokach z jacuzzi pary
I jebać wasze kluby, bary, kontuary
Ja w pełnym słońcu w polu wale craftowe browary
W wszechobecnym smrodzie gnoju, tam gdzie niedomyte szpary
Płoną konary w obłokach z jacuzzi pary
Dzień drugi, budzi mnie piękne tło
Promienie wschodzącego słońca nad poranną mgłą
Jutrzenka obejmuje mnie swymi chłodnymi dłoniami
Ciepły, wiosenny wiatr unosi kurz nad polami
Przez wilgotne trawy kroczę bosymi stopami
Moje uszy zewsząd otulone błogimi tonami
Od lasu szept listowia kusi pięknymi słowami
Seba pora się najebać, łap za butlę i chodź z nami
Ta cudowna chwila brutalnie przerwana brawami
Nie zdawałem sobie sprawy że jestem przed widzami
Wieś się powoli budzi, sąsiadkom macham pogodnie
Schodzę nagi z głównej drogi by założyć jakieś spodnie
Wchodząc na swoją posesję słyszę za plecami pieśni
Chowaj browary i baby, Seba znowu jest we wsi
Z rozłożonymi rękami łapię słońca promienie
Czeka mnie kolejny dzień w moim własnym edenie
I jebać wasze kluby, bary, kontuary
Ja w pełnym słońcu w polu wale craftowe browary
W wszechobecnym smrodzie gnoju, tam gdzie niedomyte szpary
Płoną konary w obłokach z jacuzzi pary
I jebać wasze kluby, bary, kontuary
Ja w pełnym słońcu w polu wale craftowe browary
W wszechobecnym smrodzie gnoju, tam gdzie niedomyte szpary
Płoną konary w obłokach z jacuzzi pary
Godzina dziesiąta, pod sklepem wszyscy najebani
Patrzę co menel ma w ręku, wypierdalam mu z bani
Co ty kurwa pijesz, wódkę? Jebany niedorozwoju
Chyba ci mózg wypaliło od tych oparów gnoju
Ciskam tym syfem o chodnik, wciskam mu do ręki bourbon
Ten wkuriony grozi pięścią i krzyczy, ty kurwo
Odbieram kulturalnie, kończąc go ciosem w nerkę
Wchodzę do wnętrza sklepu i witam ekspedientke
Chyba ma na mnie ochotę, ale to nie moja waga
Ledwo wybrałem browary, ona już zupełnie naga
Uciekam szybko oknem, rzucam jej Kazimierza
Z całą kratą w rękach na posesję brata zmierzam
Siedzę w zimnym jacuzzi bo prąd budowlany drogi
Banda wiejskiej patologii spogląda z podziwem z drogi
Pozdrawiam środkowym palcem, oni znowu biją brawo
Nie wiem o co im chodzi, chyba myślą że coś dostaną
Moja zapita morda szpeci kolejne zdjęcie
Przez chwilę w tej dystopii mogę poczuć szczęście
Wypoczęty, przemieniony i wkurwę zadowolony
Opuszczam bramy Edenu całkowicie oczyszczony
I jebać wasze kluby, bary, kontuary
Ja w pełnym słońcu w polu wale craftowe browary
W wszechobecnym smrodzie gnoju, tam gdzie niedomyte szpary
Płoną konary w obłokach z jacuzzi pary
I jebać wasze kluby, bary, kontuary
Ja w pełnym słońcu w polu wale craftowe browary
W wszechobecnym smrodzie gnoju, tam gdzie niedomyte szpary
Płoną konary w obłokach z jacuzzi pary